Kiedy jedziemy do Londynu musimy przejść się nad Tamizą. Kiedy odwiedzamy Sopot – koniecznie musimy pospacerować po molo. A kiedy jedziemy do Budapesztu – nie możemy pominąć Duna-korzó – Promenady naddunajskiej.
Już pod koniec XVIII wieku doceniono urok naddunajskiej scenerii i fakt, że przyciąga ona sporą liczbę osób – nie tylko mieszkańców Budapesztu. Postanowili na tym skorzystać przedsiębiorcy, którzy wybudowali w tym miejscu szereg hoteli, ekskluzywnych restauracji, kawiarni i pubów, a także sklepów czy sal koncertowych – co zresztą zaowocowało występami takich sław jak Ryszard Strauss czy Ferenc Liszt. To piękne i atrakcyjne miejsce po stronie Peszt zostało niemal całkowicie zniszczone w czasie rewolucji z 1848 roku.
Kilka lat później podjęto pierwsze próby odbudowania kompleksu. Musiano zrezygnować z pomysłu dokładnego zrekonstruowania zabudowań po otworzeniu Vigadó – romantyczny pawilon koncertowy, który szybko stał się centrum rozrywki. Jego wygląd całkowicie zmienił koncepcję architektoniczną tego miejsca. Łatwość dojazdu do Vigadó (znajduje się blisko Mostu Łańcuchowego) oraz fakt, że oprócz sal koncertowych mieści w sobie także restauracje sprawiły, że odbywały się tu najważniejsze imprezy w mieście – od koncertów Brahmsa po koronację króla Franciszka Józefa I. By chronić tak ważny obiekt, postanowiono uregulować bieg Dunaju, co zagwarantowało nie tylko bezpieczeństwo Vigadó, ale praktycznie przez przypadek (w każdym razie nikt tego nie planował) stworzono nowe miejsce na marzenie palatynów Józefa i Stefana Szechenyi’ego – promenadę i park miejski. Równie dobrze jednak utworzone dzięki zabiegom z Dunajem bezpieczne placówki można było za sporą kwotę sprzedać pod mieszkania i inne obiekty od coraz bardziej chętnych kupców. Władze miasta stanęły więc przed sporym dylematem.
Ostatecznie pogodzono oba pomysły. Po wybudowaniu Hotelu Ritz, giełdy, towarzystwa ubezpieczeniowego (pierwsze w mieście!), restauracji i kawiarni, starczyło jeszcze miejsca na promenadę wysadzaną drzewami. To był złoty czas dla Węgrów, którzy po rewolucji i podpisaniu porozumienia z Austrią, otrzymali stabilność gospodarki. Piękny sen przerwała II wojna światowa, przez która po zabudowaniach zostały tylko pojedyncze ściany, a czar tego terenu ustąpił miejsca atmosferze pobojowiska. Trudno więc dziwić się, że do kolejnej odbudowy kompleksu przyłączyli się już wszyscy mieszkańcy Budapesztu.
Zanim jednak przystąpiono do prac, zastanawiano się nad unowocześnieniami mającymi zastąpić przedwojenny stan promenady. Dyskutowano na temat rozbudowania infrastruktury komunikacyjnej, a przy okazji ponownie pojawił się temat parku miejskiego (bo choć promenada była, to budowa parku nigdy nie doszła do skutku). Zadecydowały potrzeby rynku i możliwości finansowe przedsiębiorców – zaczęły kolejno powstawać hotele, począwszy od Duna, a skończywszy na takich markach, jak InterContinental, Forum, Atrium-Hyatt czy Mariott. Obok nich oczywiście restauracje, puby i kawiarnie . A kawałek dalej – jak przed wojną – promenada.
Dziś jest to obowiązkowe miejsce spacerów turystów – choćby po to, by mogli sobie zrobić zdjęcie ze znajdującym się na promenadzie pomnikiem Małego Księcia – i także samych mieszkańców Budapesztu.
Zwiedzając zabytki Budapesztu warto zatrzymać się na tani nocleg. Hotele w Budapeszcie oferują dla swoich klientów atrakcyjne ceny noclegów i niepowtarzalny klimat oraz miejscową kuchnię.