Szlakiem z Hali Krupowej na Okrąglicę

Z nami nad morze…

„Jakby w górach było płasko to by nie było ładnych widoków” rzekł Kuba – dzisiejszy mistrz złotej myśli podtrzymujący na duchu wszystkich, którzy twierdzili, że tym razem w górach było momentami za bardzo pod górę Pod górę owszem, było, ale daliśmy sobie radę bardzo dobrze. Czarny szlak z Sidziny wyprowadził nas na Halę Krupową naprawdę szybko. Po drodze były oczywiście małe postoje – a to żeby coś przegryźć, a to znów żeby zrobić sobie szybkie „selfie”, najlepiej takie, na którym jest tylko kawałek twarzy pani przewodnik i jedno oko pani od historii bo przecież takie są najlepsze

W tym miejscu warto wspomnieć, że razem z siedemnastoma uczestnikami dzisiejszej wyprawy wyruszył doborowy skład nauczycielski. Była pani od historii, pani od polskiego, pani przewodnik, wychowawczyni klasy VI oraz wychowawczyni klasy IV. Zabrakło tylko pani od angielskiego, ale o powody jej nieobecności należy pytać panią od historii

Wracając do sedna – wyprawa była bardzo udana. Lekki wiatr pomógł nam zapomnieć o tym jaką temperaturę wskazywały dziś termometry, a widoki wynagrodziły nam wdrapywanie się na halę. Mieliśmy dziś szansę zobaczyć nie tylko okoliczne szczyty Beskidu Żywieckiego, ale też fragmenty Beskidu Makowskiego, a nawet najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego czyli Skrzyczne. Nie obyło się oczywiście bez fajowych, skakanych, zielonokoszulkowych zdjęć (ci, którzy nie skakali oddali się chwilowo kontemplowaniu widoków w sposób mniej szalony )

Za nami czupryna Policy.

Hala Krupowa znajduje się w Beskidzie Żywieckim w paśmie Policy. Na Policę nie dotarliśmy, ale kilka razy przypatrywaliśmy się jej specyficznej leśnej „czuprynie”. Dotarliśmy natomiast do schroniska na Hali Krupowej, które nosi imię Kazimierza Sosnowskiego. Zanim weszliśmy do środka, naszą uwagę zwróciła drewniana tablica z informacją, że właśnie w tamte tereny Karol Wojtyła odbył swoją ostatnią górską wycieczkę przed wyjazdem na konklawe w 1978r. podczas którego został wybrany na papieża.

A w schronisku, jak to w schronisku – Relaks przez duże „R” i Uczta przez jeszcze większe „U”. Frytki szybko znikały ze stołów ustępując miejsca lodom, zapiekankom, pierogom, szarlotkom i kawie Pani Kinga przyjęła pierogowe wyzwanie i zjadła ruskie z żelkami, ciastkami, bąboladą, ogórkiem kiszonym, cukierkami i paroma innymi składnikami, które na szczęście do reszty nie zdewastowały jej żołądka Posileni i wypoczęci klubowicze przystąpili nagle do siłowania się na rękę – dziewczyny nie ustępowały chłopakom – szacun zwłaszcza dla mocarnej w uścisku Klaudii Następnie poszperaliśmy chwilę w mapach i udaliśmy się na drugą część naszej wyprawy – poszliśmy na Okrąglicę.

Ostatnie sekundy przed walką

Żeby dotrzeć na nieodległy szczyt mieliśmy przez chwilę okazję powędrować czerwonym Głównym Szlakiem Beskidzkim. Szczyt Okrąglicy jest bardzo charakterystyczny i dobrze widoczny z wielu miejsc w naszej okolicy – znajduje się na nim duży przekaźnik. Nie jest on jednak jedynym ważnym punktem w tamtym miejscu. Na szczycie bowiem znajduje się też, ukryta w lesie, kaplica Matki Boskiej Opiekunki Turystów. Ściany kaplicy pełne są tablic poświęconych ludziom zasłużonym dla gór. Jest tam też droga krzyżowa z bardzo ciekawymi wezwaniami. Ogólnie – miejsce pełne ciszy, zadumy i specyficznego klimatu, który przez chwilę chyba się nam udzielił.

Kaplica Matki Bożej Opiekunki Turystów na Okrąglicy

Z kaplicy wyruszyliśmy w drogę powrotną tą samą trasą, którą przyszliśmy. Zejście do Sidziny, krótka podróż busem i cóż…po wyprawie. Po wakacjach już prawie też…ale, ale – jeszcze trzy dni Wykorzystajcie je dobrze i do zobaczenia we wtorek. A naszym świeżoupieczonym gimnazjalistom życzymy powodzenia i…do zobaczenia na szlaku!

Dodaj komentarz